Ponieważ mamy okres świąteczno-noworoczny, wypadałoby zacząć życzeniami. Życzę zatem wszystkim miłośnkom pizzy i czytelnikom tego bloga Wesołych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Bez względu na to, czy je obchodzicie w sposób duchowy, czy też traktujecie jedynie jako okazję do spotkania z rodziną, oby Wam te Święta minęły w spokojnej i miłej atmosferze, bez tradycyjnych rodzinnych kłótni o polityce, a bardziej na konstruktywnej rozmowie i wzajemnym szacunku. Niechaj też Nowy Rok będzie jeszcze lepszy od poprzedniego, a wszystkie decyzje okazywały się dobre w skutkach. Jednocześnie życzę Wam i sobie, abyśmy wybierali tylko dobre pizzerie, aby kawałki uginały się pod ciężarem składników a ciasto było delikatne niczym aksamit, lecz jednocześnie chrupiące. Aby każdemu z nas udało się znaleźć swoją pizzerię marzeń.
W ten oto przebiegły sposób udało mi się obejść wstęp, na który zupełnie nie miałem pomysłu w szale świątecznych przygotowań. A dzisiejszy post będzie o pizzerii, którą wielu ludzi stawia sobie, z nieznanych mi przyczyn, jako wzór i utożsamia z najepszą pizzą, jaką można zjeść. Na pewno jest w tym spora zasługa marketingu oraz podejścia dość popularnego, zgodnego z hasłem "Dobre, bo z USA". Żeby była jasność, nie jestem zatwardziałym antykapitalistą, który odrzuca wszystko, co amerkańskie. Podchodzę z chłodną głową i tak też podejdę do naszego dzisiejszego tematu, który się nazywa Pizza Hut. Pizza inna niż wszsytkie, ale czy lepsza? Zobaczymy.
Dzień rozpoczął się inaczej niż zwykle, gdyż jakoś w okolicy godziny 13:00. Na śniadanie trochę za późno, forma na przygotowanie obiadu też niewystarczająca (trzeba było nie zarywać nocy do prawie 5:00 nad ranem). A że głodnym siedzieć nie można, to trzeba coś sobie zamówić. Jaki padł wybór, wiadomo z poprzedniego akapitu. Menu prezentuje się zachęcająco, ceny trochę mniej, choć tragedii nie ma. Większość propozycji ma minimum trzy składniki, do tego można dobrać kultowe pozycje w postaci kukurydzy czy pieczywa czosnkowego i naturalnie sosy - do wyboru cztery, z czego ciekawy jest sos BBQ. Wybór ciasta ograniczamy do średniej (ok. 32 cm) lub dużej, ale dla miłośników cienkiego nie ma tu czego szukać. Jedyny wariant to ciasto Pan Pizza, które jest puszyste i grube (między 7-10 mm). I teraz zaczynają dziać się rzeczy dziwne. Zamówienie zostało oczywiście przyjęte, czas oczekiwania do pół godziny... teoretycznie. Gdy po prawie godzinie dostawca nadal się nie pojawiał, miła pani w słuchawce stwierdziła, że jest już w drodze. Droga zajęła mu kolejne 15 minut, co wdług szybkich obliczeń wystarczyłoby, aby przyniósł ją na piechotę. Przy takim czasie dostawy pizza nie mogła być gorąca. Gorzej, że nie była nawet ciepła. Przyjechała po prostu letnia, zimniejsza nawet niż ostatnio z Biesiadowa. O nie, takiego czegoś nie zamawiałem. Bez wdawania się w szczegóły powiem tylko, że kierownik restauracji sam wyszedł z propozycją dowiezienia nowych placków w maksymalnie 30 minut. Ok, zobaczymy, co z tego wyniknie.
Na szczęście tym razem wszystko było już w porząku, więc można zabrać się do degustacji. Pierwsze spostrzeżenie - składników jest naprawdę sporo, choć z odróżnieniu od innych pizzerii, tutaj są one rzucone na ser, a nie pomiędzy, przez co znaczna ich część stwarza ryzyko opuszczenia kawałka w trakcie jedzenia. Mimo wymogu zwiększonej koncentracji, zaliczyłbym ten element na plus. Drugie spostrzeżenie - jest tłusta. Może olej z niej nie skapuje, ale całe ciasto - brzegi, spód, góra - jest zdecydowanie zbyt mocno pokryte tłuszczem. Jeśli to miał być element wzmacniający smak podstawy, to raczej nie spełnił swojej roli - raczej nie odczujemy tu eksplozji smaku, ciasto jest dość nijakie, co w przypadku grubego sprawia wrażenie jedzenia kiepskiej jakości bułki. Mocno zapycha, ale nie pozostawia żadnego wrażenia. Na szczęście duża ilość składników rekompensuje ten niedostatek, ale jednak tradycyjna, włoska pizza nie jest gruba. Pewnie, każdy ma swój ulubiony styl, ale jeśli wszystkie amerykańskie potrawy są takie tłuste, to nie dziwię się już, skąd tam taki odsetek ludzi z nadwagą.
Mogę powiedzieć o Pizzy Hut jedno - na pewno nie jest to moja pizzeria marzeń. Nie jest zła, zdarzało mi się jeść znacznie gorsze, ale do ideału jej daleko mniej więcej tak, jak Polonezowi do wyścigów Formuły 1. Prawdę mówiąc, to jedynym dużym plusem jest ilość dodatków - cała reszta albo się niczym nie wyróżnia ponad przeciętność, albo wręcz odstaje in minus. Na ocenę mają wpływ również kłopoty z dostawą, choć to pewnie jednostkowa sytuacja, a całą sprawa została załatwiona odpowienio. Co nie zmienia faktu, że zamiast pół godziny, czekałem prawie dwie. Szukamy dalej, a Pizzę Hut można sobie zamówić, jeśli naprawdę nie ma innego wyboru.
Ocena: 3/6
Strona www: www.pizzahut.pl
0 komentarze :
Prześlij komentarz