niedziela, 28 grudnia 2014

Święta, święta i po świętach, jak mawia przy okazji każdych świąt moja ciocia. Czasem zdarza się jej mawiać w ten sposób jeszcze zanim święta dobiegną końca, na przykład pod koniec dnia 25 grudnia, jakby za wszelką cenę chciała uniknąć sytuacji, w której ktoś ją uprzedzi. Tak czy inaczej, prezenty już dawno rozpakowane, stoły uprzątnięte, a życzenia złożone. A co do życzeń, w poprzednim poście życzyłem sobie, aby udało się znaleźć pizzę idealną. Mimo, iż Majka Jeżowska śpiewała kiedyś, że marzenia się nie spełniają, to jednak nie do końca byłem przekonany o prawdziwości tej teorii. Dlatego tym większe było moje zaskoczenie, gdy pełen poświątecznej energii wziąłem na testy kolejną pizzerię (i znów sieciówkę, wiem, to już się staje nudne - obiecuję, żę następnym razem będzie jakaś mała osiedlowa) i okazało się, że mamy kandydata do mocnego lidera rankingu. Panie i Panowie - na stół wjeżdża Domino's Pizza! Mówi się, że skoro sieciówka, to nie można się spodziewać niczego specjalnego. Produkty są przygotowywane dla masowego odbiorcy, bez finezji, bez uczucia, że nie mają duszy... Osobiście uważam, że to wszystko brednie i generalizowanie jeszcze do niczego dobrego nie doprowadziło. Oczywiście, w lokalach - nazwijmy je - niezrzeszonych, można liczyć na wyroby unikatowe, niespotykane. Tyle tylko, że słowa te mogą równie dobrze oznaczać coś niespotykanie złego. A nasz dzisiejszy bohater pokazuje, że można i sieciowo, i świetnie jakościowo.

Po tym przydługim wstępie można przejść do rzeczy i zająć się samym menu. A te prezentuje się całkiem zachęcająco - propozycje są zróżnicowane, jednocześnie nie ma ich kilkudziesięciu, jak potrafi się gdzieniegdzie zdarzać. Jako urozmaicenie występują też skrzydełka kurczaka i desery w postaci ciastek z ciasta pizzy. Nigdy za nimi nie przepadałem, ale może ktoś lubi - zawsze to lepiej, jeśli jest jakaś opcja - w końcu nikt nie zmusza do kupowania. Do tego obowiązkowe sosy, które w Domino's nazywają się dipami. I tutaj jest lekki zgrzyt, gdyż sosy są naprawdę niewielkie - jeden sos wystarcza na około 3/4 pizzy średniej. Jednak przydałoby się więcej. Cenowo jest przeciętnie - raczej standard rynkowy, który można dopalić sobie opcjami promocyjnymi. Należy też podkreślić mnogość wariantów płatności - jest karta, jest też płatność online. Bardzo praktyczne.

Na stronie Domino's pojawia się informacja, że średni czas dostawy to około 21 minut. U mnie było to kilka minut dłużej, ale w porównaniu do pozostałych pizzerii, które do mnie dowoziły, to jest to rekordowo mało. Nie dziwi więc temperatura pizzy, która była gorąca niczym wyjęta prosto z pieca. Stronie wizualnej też nie można niczego zarzucić - prawdę mówiąć, mógłbym równie dobrze wrzucić tutaj foty poglądowe ze strony pizzerii, aby zobrazować, jak wygląda na żywo. Ale nie byłoby to rzetelne, poza tym mogliby się przyczepić o prawa autorskie. Tak czy inaczej, składników jest dużo, choć jest tu mały problem podobny do Pizzy Hut - część z nich nie jest wtopiona ser i ucieka z placka. Tyczy się to głównie wołowiny, która jest pokrojona w kostkę. Jeśli jednak uda się utrzymać wszystko na jednym kawałku, zostaniemy sowicie wynagrodzeni świetnym smakiem oraz delikatnym i chrupiącym ciastem. Prawdę mówiąc, do tej pory nie trafiłem na równie świetne ciasto! Nie miałem wrażenia jedzenia buły, nie było za słodkie, za słone, niedopieczone ani przypieczone. Powiedziałbym, że jest idealne, ale jednak minimalnie za cienkie. Grubość 1-2 milimetrów powoduje, że nie wytrzymuje obciążenia i potrafi się pozaginać zgodnie z siłą przyciągania ziemskiego. Jest to drobny minus, ale zdecydowanie do przeżycia. O tym, że sosów jest mało, już wspominałem, jednak podniebienie stwierdziło, żebym dał sobie spokój z narzekaniem na ilość, tylko cieszył się jakością. A że z podniebieniem nie mam w zwyczaju polemizować, zatem się cieszę.

Przyjemnie recenzuje się takie pizzerie. Tak na dobrą sprawę, to poza dwoma czy trzema drobnymi minusami, nie ma się do czego przyczepić. Poczynając od samego momentu dostawy, poprzez jedzenie, aż do poobiadowego odpoczynku - przez moment nawet nie miałem odczucia, że coś jest nie tak. Należy chyba to powiedzieć - jesteśmy blisko ideału. Na ten moment - najlepsza opcja. Jeśli ktoś ma zamiar przetestować tę pizzerię, to moje zamówienie było składane w lokalu przy ul. Wrocławskiej 2 w Warszawie. Gorąco polecam!

Ocena: 5,5/6


Strona www: www.dominospizza.pl

czwartek, 25 grudnia 2014

Ponieważ mamy okres świąteczno-noworoczny, wypadałoby zacząć życzeniami. Życzę zatem wszystkim miłośnkom pizzy i czytelnikom tego bloga Wesołych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Bez względu na to, czy je obchodzicie w sposób duchowy, czy też traktujecie jedynie jako okazję do spotkania z rodziną, oby Wam te Święta minęły w spokojnej i miłej atmosferze, bez tradycyjnych rodzinnych kłótni o polityce, a bardziej na konstruktywnej rozmowie i wzajemnym szacunku. Niechaj też Nowy Rok będzie jeszcze lepszy od poprzedniego, a wszystkie decyzje okazywały się dobre w skutkach. Jednocześnie życzę Wam i sobie, abyśmy wybierali tylko dobre pizzerie, aby kawałki uginały się pod ciężarem składników a ciasto było delikatne niczym aksamit, lecz jednocześnie chrupiące. Aby każdemu z nas udało się znaleźć swoją pizzerię marzeń.

W ten oto przebiegły sposób udało mi się obejść wstęp, na który zupełnie nie miałem pomysłu w szale świątecznych przygotowań. A dzisiejszy post będzie o pizzerii, którą wielu ludzi stawia sobie, z nieznanych mi przyczyn, jako wzór i utożsamia z najepszą pizzą, jaką można zjeść. Na pewno jest w tym spora zasługa marketingu oraz podejścia dość popularnego, zgodnego z hasłem "Dobre, bo z USA". Żeby była jasność, nie jestem zatwardziałym antykapitalistą, który odrzuca wszystko, co amerkańskie. Podchodzę z chłodną głową i tak też podejdę do naszego dzisiejszego tematu, który się nazywa Pizza Hut. Pizza inna niż wszsytkie, ale czy lepsza? Zobaczymy.

Dzień rozpoczął się inaczej niż zwykle, gdyż jakoś w okolicy godziny 13:00. Na śniadanie trochę za późno, forma na przygotowanie obiadu też niewystarczająca (trzeba było nie zarywać nocy do prawie 5:00 nad ranem). A że głodnym siedzieć nie można, to trzeba coś sobie zamówić. Jaki padł wybór, wiadomo z poprzedniego akapitu. Menu prezentuje się zachęcająco, ceny trochę mniej, choć tragedii nie ma. Większość propozycji ma minimum trzy składniki, do tego można dobrać kultowe pozycje w postaci kukurydzy czy pieczywa czosnkowego i naturalnie sosy - do wyboru cztery, z czego ciekawy jest sos BBQ. Wybór ciasta ograniczamy do średniej (ok. 32 cm) lub dużej, ale dla miłośników cienkiego nie ma tu czego szukać. Jedyny wariant to ciasto Pan Pizza, które jest puszyste i grube (między 7-10 mm). I teraz zaczynają dziać się rzeczy dziwne. Zamówienie zostało oczywiście przyjęte, czas oczekiwania do pół godziny... teoretycznie. Gdy po prawie godzinie dostawca nadal się nie pojawiał, miła pani w słuchawce stwierdziła, że jest już w drodze. Droga zajęła mu kolejne 15 minut, co wdług szybkich obliczeń wystarczyłoby, aby przyniósł ją na piechotę. Przy takim czasie dostawy pizza nie mogła być gorąca. Gorzej, że nie była nawet ciepła. Przyjechała po prostu letnia, zimniejsza nawet niż ostatnio z Biesiadowa. O nie, takiego czegoś nie zamawiałem. Bez wdawania się w szczegóły powiem tylko, że kierownik restauracji sam wyszedł z propozycją dowiezienia nowych placków w maksymalnie 30 minut. Ok, zobaczymy, co z tego wyniknie.

Na szczęście tym razem wszystko było już w porząku, więc można zabrać się do degustacji. Pierwsze spostrzeżenie - składników jest naprawdę sporo, choć z odróżnieniu od innych pizzerii, tutaj są one rzucone na ser, a nie pomiędzy, przez co znaczna ich część stwarza ryzyko opuszczenia kawałka w trakcie jedzenia. Mimo wymogu zwiększonej koncentracji, zaliczyłbym ten element na plus. Drugie spostrzeżenie - jest tłusta. Może olej z niej nie skapuje, ale całe ciasto - brzegi, spód, góra - jest zdecydowanie zbyt mocno pokryte tłuszczem. Jeśli to miał być element wzmacniający smak podstawy, to raczej nie spełnił swojej roli - raczej nie odczujemy tu eksplozji smaku, ciasto jest dość nijakie, co w przypadku grubego sprawia wrażenie jedzenia kiepskiej jakości bułki. Mocno zapycha, ale nie pozostawia żadnego wrażenia. Na szczęście duża ilość składników rekompensuje ten niedostatek, ale jednak tradycyjna, włoska pizza nie jest gruba. Pewnie, każdy ma swój ulubiony styl, ale jeśli wszystkie amerykańskie potrawy są takie tłuste, to nie dziwię się już, skąd tam taki odsetek ludzi z nadwagą.

Mogę powiedzieć o Pizzy Hut jedno - na pewno nie jest to moja pizzeria marzeń. Nie jest zła, zdarzało mi się jeść znacznie gorsze, ale do ideału jej daleko mniej więcej tak, jak Polonezowi do wyścigów Formuły 1. Prawdę mówiąc, to jedynym dużym plusem jest ilość dodatków - cała reszta albo się niczym nie wyróżnia ponad przeciętność, albo wręcz odstaje in minus. Na ocenę mają wpływ również kłopoty z dostawą, choć to pewnie jednostkowa sytuacja, a całą sprawa została załatwiona odpowienio. Co nie zmienia faktu, że zamiast pół godziny, czekałem prawie dwie. Szukamy dalej, a Pizzę Hut można sobie zamówić, jeśli naprawdę nie ma innego wyboru.

Ocena: 3/6


Strona www: www.pizzahut.pl

czwartek, 18 grudnia 2014

Dawno temu w zamierzchłej prehistorii, gdy po niebie latały pterodaktyle, najmocniejszym procesorem był intelowski i486DX, a piszący te słowa był jeszcze małym dzieciakiem, w naszej od niedawna wolnej telewizji puszczano kreskówkę pt. Wojownicze Żółwie Ninja. Wspominam ją bardzo dobrze, toteż gdy pojawiła się możliwość obejrzenia pełnometrażowej wersji AD2014, skorzystałem z niej bez większego zastanowienia. Dobra, sam film był mocno średni, z beznadziejną rolą Megan Fox, natomiast zwrócił mi uwagę na jedną rzecz - pizzę, za którą zmutowane żółwie ninja przepadają. A raczej zaległą recenzję pizzerii Biesiadowo. 

Biesiadowo zajmuje zaszczytne miejsce pierwszej sieciówki, która została poddana ocenie. Kiedyś już miałem okazję ją zamawiać, ale to było wieki temu i nie ma potrzeby, aby do tamtych czasów się odnosić. Co by o Biesiadowie nie mówić, to należą się brawa dla osoby przygotowującej menu - nazwy placków są tak niestandardowe, że bardziej już chyba się nie da. Aby nie rzucać słów na wiatr, podam kilka przykładów: Przysmak Generała, Płonące Siodła, Wiejski Gangster, Widły w Plecach. Konia z rzędem temu, kto jest w stanie domyślić się składu każdej pizzy. W menu rzuca się w oczy jeszcze jedna rzecz, mianowicie rozmiar pizzy familijnej, która ma - uwaga - 57cm! Tak wielkiej pizzy jeszcze nie widziałem - zazwyczaj pochłaniam całą pizzę o średnicy 32cm, tutaj wystarczyło mi 2,5 kawałka. Są po prostu nienormalnie wielkie, a sama pizza ledwo przeszła poziomo przez drzwi. A razem z pizzą przyjechały trzy sosy, które dodawane są w gratisie. I tu niespodzianka, bo oprócz tradycyjnych pomidorowego i czosnkowego, dostałem jeszcze sos wyglądający i smakujący jak sos tysiąca wysp. Więc chyba możemy założyć, że to właśnie był on.


Jest cała masa filmów, które mają w tytule słowo "zły" - "Zły Porucznik", "Zły Policjant" czy "Zły Mikołaj". O dostawcy pizzy Biesiadowo można spokojnie nakręcić film "Zły Dostawca" - w kategorii najbardziej nieprzyjemnego, pozostawia konkurencję daleko w tyle. Żadnego "dzień dobry", "proszę" czy "pocałuj mnie w d...ę" - nic. Jednak to nie dostawca placki piecze, więc liczyłem na to, że pizza przykryje swą genialnością nieprzyjemne wrażenie. Jakież było moje rozczarowanie, gdy tak się nie stało. Już na wstępie okazało się, ze jest zaledwie lekko ciepła i szybko przechodzi w stan dalszego ochładzania. Nie mam pojęcia, co było tym spowodowane, ale dostawa nie trwała dłużej, niż ogólnie przyjęte standardy. Ciasto dostosowuje się poziomem do dotychczasowego wrażenia. Chyba nijakie to słowo, które określa je najlepiej. Chociaż nie - najlepsze określenie to nijakie i niedopieczone - blade, zbyt miękkie, w dotyku przypominające pampuchy. Jeśli nie wiecie, co to jest, to jest to rodzaj drożdżowego bułko-kluska - generalnie nie polecam, gdyż są pozbawione smaku. Ale podobno niektórzy lubią. Wracając do pizzy, to na szczęście ilość składników się zgadzała i to można zaliczyć na plus, choć zbyt mały, żeby uratował negatywny efekt całej konstrukcji. 

Mam problem z Biesiadowem. Jest sporo oryginalnych elementów, takich jak menu czy trzy różne sosy, które pozytywnie wyróżniają ją z całej rzeszy knajp. Jednak całą tą misternie przygotowaną otoczkę psuje późniejsze wykonanie. Co to za Płonące Siodła, skoro przyjeżdżają zimne? Może to kwestia tej konkretnej restauracji, z której teraz zamawiałem. Może w innych dostawcy są uśmiechnięci i przyjaźni, ale pech chciał, że do oceny została użyta Biesiadowo na Bemowie. Takie brzydkie kaczątko całej familii. Nie polecam i spokojnie można znaleźć dużo lepsżą alternatywę. 

Ocena: 2,5/6

Strona www: www.biesiadowo.pl

środa, 3 grudnia 2014

Jakoś na początku tygodnia nadarzyła się okazja do odwiedzin u znajomego, a okazją tą był akurat mecz kończący kolejkę naszej swojskiej ekstraklasy. A skoro mecz, to nic do meczu nie smakuje lepiej od pizzy. Niewiele się namyślając, wprowadziliśmy nasz plan w życie, a wybór padł na mała pizzerię, położoną przy ulicy Górczewskiej 24, o nazwie przywodzącej na myśl Wenecję. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego akurat Wenecja, ale posmakujcie przez chwile tę nazwę i zamknijcie oczy - Mała Italia... No, Wenecja jak nic. Z tą pizzerią to jednak określenie trochę na wyrost, gdyż lokal ten serwuje nam wszystko, a pizza jest jedynie jednym z elementów menu, choć znaczącym. Poza tym są pasty, zupy, ziemniaki, kurczaki i pewnie inne rzeczy, ale nie o tym w końcu tutaj rozmawiamy.

Lista placków do wyboru jest ogromna, przy czym mam wrażenie, że ilość przesłania (nie, nie jakość, o jakości potem) konkrety. Mamy za dużo rozdrabniania się, gdzie dwie pizze z czterema składnikami potrafią się różnić zaledwie jednym, z czego np bekon zastępuje szynka. Powiedzmy sobie szczerze, nie jest to szczyt kreatywności. Dodatkowo cała ta niezbyt zróżnicowana lista powoduje, że najlepiej stworzyć pizzę samemu - po pierwsze, wychodzi to całkiem nieźle pod względem finansowym. Po drugie - nie trzeba się przebijać przez menu. Dodatkowo uwagę zwraca sporych rozmiarów pizza duża, gdyż ma 50 cm. Do pizzy w gratisie mamy dwa sosy: pomidorowy i czosnkowy (trochę rzadkie, naprawdę nie zaszkodziłoby im, gdyby je lekko zagęścić), ale nie ma żadnych problemów z zamianą na ostry lub BBQ, oraz - i tu duża niespodzianka - półlitrowa Pepsi. A trzeba powiedzieć, że duża pizza 50cm z trzema składnikami wyniosła równe cztery dychy. Naprawdę bardzo przyzwoita cena. Jeszcze wracając do Pepsi, to nie mam pewności, czy jest to reguła, czy wyjątek związany z np czyszczeniem magazynów. W menu w kategorii napoje można znaleźć jedynie gazowane produkty Coca-Coli, więc podejrzewam, że po prostu zmieniono dostawcę i pozbywają się nadstanów.


Na plus należy również zapisać szybką dostawę, która nie trwała dłużej niż 30minut. Przy tak krótkim czasie dostawy oczywistym jest, że pizza przyjechała gorąca. Co do samego placka mam odczucia bardzo pozytywne, jednak znalazły się minusy, więc wypadałoby napisać coś wiecej. Minus numer jeden to ilość składników. O ile salami i papryki było w sam raz (co widać obok), o tyle niestety poskąpiono nam cebuli i wyglądało to tak, jakby ilość przeznaczoną dla pizzy małej rozsypać na dużej. Efekt był taki, że była praktycznie nieodczuwalna. Drugi minus dotyczył natomiast samego ciasta, które miejscami było po prostu za cienkie i nie wiem, czy dochodziło do jednego milimetra. Kawałek podniesiony pod światło wydawał się wręcz prześwitywać. A skoro przy cieście już jesteśmy, to należy podkreślić, iż pomimo tej mizernej grubości, smakowo było rewelacyjne. Lekko słodkawe, boki chrupiące - czasem zdarzy mi się zostawić boki pizzy, ale w tym przypadku nie było o tym mowy. Szkoda tylko, że grubość powodowała, iż placek praktycznie przelewał się przez palce - należy uważać, jesli preferujesz jedzenie w stylu Żółwi Ninja.

Pizza zjedzona, więc czas na podsumowanie. Mógłbym się zamknąć w jednym zdaniu, brzmiącym następująco: oby dane mi było recenzować tylko takie pizze. Pomijając drobne minusy i jeden trochę większy (mała ilośc jednego składnika to jednak nie taki drobny minus), wrażenia są pozytywne. Jeśli preferujesz ciasto bardzo cienkie, ocierające się grubością o ciasto, które można dostrzeć jedynie pod mikroskopem, to jest to dobry wybór. Ja jednak jestem zwolennikiem teorii, że powinno mieć około trzech do pięciu milimetrów. Jednak wielkość, cena, a przede wszystkim smak, wynagradza te problemy, choć z uwagi na nie ocena nie może być najwyższa.

Ocena: 4,5/6


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Dzień był leniwy, a czas ciągnął się niczym rozgrzana mozzarella, więc była to doskonała okazja do przetestowania kolejnej pizzerii. Chociaż słowo "przetestowania" nie do końca pasuje, gdyż Na Wypasie miałem już okazję kiedyś próbować, jednak czasu minęło od tamtej chwili tak dużo, że wspomnienie wyblakło i recenzja nie byłaby wiarygodna. Poza tym wtedy nie zrobiłem zdjęć. W tym miejscu należy się małe sprostowanie, gdyż generalnie pizzerii o tej nazwie są dwie i dodatkowo obie mają krowę w logo (tyle, że rysowaną w trochę innym stylu). Menu jest jednak tak diametralnie różne, że nie chce mi się wierzyć, że mogą być w jakiś sposób skorelowane. A jeśli nie są, to nie wiem, czy w przyszłości nie będą się spierać w sądzie o to, która tak naprawdę jest wypasiona, a która nie. W każdym razie, dziś zajmujemy się wypasem na ul. Monte Cassino.
Rzut oka na menu o ból głowy nie przyprawia, gdyż jest stosunkowo ubogie, ale zaledwie osiem pozycji w pełni rekompensuje opcja "zrób to sam", gdzie można wrzucić max 7 składników, a cena jest praktycznie taka, jak przy propozycjach skomponowanych przez pizzerie. Mamy dwa klasyczne sosy (dlaczego nie ma pikantnego!?), dwa rodzaje napojów i... tyle. To jest pizzeria dla hardcore'owców - chcesz pizzę, to zamawiaj pizzę. Żadnych sałatek, chleba czosnkowego i innych pierdół. Masz placek, a jak chcesz coś jeszcze, to zamów sobie drugi. Ok, można i tak. Swoją drogą charakterystyczne dla Wypasu jest to, że każda pizza ma w standardzie podwójny ser i nie da się go zredukować. Ba, da się jeszcze poszerzyć! Można domówić podwójny podwójny ser, co daje poczwórny, czyli ponad pół kilo sera na pizzy 32 cm! Wyobrażacie sobie? Weź półkilową kostkę sera, popraw trzema kajzerkami i 10 plastrami salami. Mniej więcej takie są proporcje przy tej opcji.

Generalnie zamówienie przebiegło sprawnie, choć wydaje się, że zasadą tej pizzerii jest uprzedzanie o długim czasie oczekiwania, co zdarzyło się po raz kolejny. Tym razem zaledwie dwie godziny, jednak dostarczona została już po godzinie. Najprawdopodobniej w myśl zasady, że lepiej szykować się na najgorsze, a każde inne rozwiązanie będzie pozytywnym zaskoczeniem.

Wracając jednak do samej pizzy - przyjechała ciepła (hurra!), ale za to w piecu posiedziała za długo, gdyż boki miała lekko spalone o smaku brykietu do grilla (już nie hurra). Na szczęście było tego niedużo, a sama pizza zawierała w sobie dobrej jakości składniki w ilości słusznej, dobrze zatopione w serze, dzięki czemu nic nie spadało. Lekko chrupiące ciasto (pomijając fragmenty węglowe), spód w miarę solidny - nie twardy, ale tez nie uginający się pod własnym ciężarem. Smakowo lepiej niż dobrze i naprawdę w tym aspekcie nie ma się do czego przyczepić.

Na pewno jest to pizzeria godna polecenia. Spora ilość składników powoduje, że nie mamy uczucia jedzenia ciasta czymś bliżej nieokreślonym, tylko czegoś, co ma swój charakter. Na Wypasie postawiła na dużą ilość sera i zgodnie z zapewnieniami pracowników tak ma być, więc można powiedzieć, że plan się powiódł - jest go dużo, ale jednocześnie nie dominuje nad innymi składnikami, tylko zauważalnie akcentuje obecność. I to jest coś, co wyróżnia w sposób pozytywny tę pizzerię.

Ocena: 5/6

niedziela, 30 listopada 2014

Do stworzenia tego bloga skłoniło mnie wieloletnie uwielbienie do pizzy jako najprostszego i najpraktyczniejszego posiłku towarzyskiego. Do jego przygotowania wystarczy telefon i cztery dychy w portfelu, a w wersji hard mąka, oliwa, piec i to, co akurat znajdziemy w lodówce. Jednocześnie od niedawna odwróciłem się od pewnej restauracji, z której zamawiałem regularnie ulubiony placek i doznałem szoku. Po pierwsze - okazało się, iż ta moja Telepizza wcale taka super nie jest, natomiast dwa - że da się inaczej i niekoniecznie musi być drożej. No dobra, tylko teraz która jest najlepsza? Szybki rzut oka na listę pizzerii warszawskich jasno pokazał, że nie będzie łatwo wyłonić absolutnego mistrza. Poza tym, testując taką masę pizz, nie będę w stanie zapamiętać tych wszystkich detali smakowych i niuansów menu.

- Jezu! - pomyślałem - a jeśli takich jak ja jest więcej? Jeśli ludzie jedzą swoje pizze z przyzwyczajenia, nie będąc świadomymi istnienia innych, możliwe, że oddalonych o jedną przecznicę, ale ukrytych gdzieś wśród osiedli? Bez nakładów na reklamę, bez afiszowania, czekających na to, aż ktoś je odkryje... A jednocześnie pożeracze pizzy śnią nocami o pizzy idealnej, perfekcyjnie dopieczonej, z wielką ilością składników. Czy jest gdzieś tam pizza doskonała?

I tak oto zrodził się szatański plan utworzenia mojego kompendium prywatnych opinii o najróżniejszych pizzeriach. Będzie krytycznie, będzie bezwzględnie, a ser będzie ścielił się gęsto.